Translate

wtorek, 29 października 2013

Jonghyun and I 34 .

Sama nie wiesz czego chcesz-powiedziała Monika-Nie rozumiem, jak mogłaś coś poczuć do takiego ćpuna, jakim jest Rudy-mlasnęła zniesmaczona.
Opowiedziałam jej wszystko. Siedziałyśmy w mieszkaniu Jjonga i moim, obżerając się słodyczami. Postanowiłyśmy zrobić sobie babski wieczór. To była idealna pora, żeby jej wszystko powiedzieć. No i stało się.
-ja nie mówię, że coś poczułam...-skrzywiłam się-po prostu tak mi fajnie w jego obecności.
-to normalne, czujesz coś do niego!-oskarżyła mnie-Paulina, przecież Jonghyun jak się dowie to Cię zabije. Rozumiem, było co było, ale masz chłopaka, a właściwie to już narzeczonego. Czy ty myślisz co ty robisz?
-No właśnie teraz nie.
-Odpuść go sobie. Nie jest Ciebie wart. Poza tym-zatrzymała się-Masz najlepszego mężczyznę u swojego boku, nie zmarnuj tego. Taki ktoś jak Jonghyun zdarza się raz na milion. Nie zapomnij o tym. Wiem, że zrobisz to, co trzeba-po zakończeniu przytuliła mnie. Wstała z łóżka i położyła się na materacu. Ja zrobiłam to samo. Po obejrzeniu filmów, Monika zasnęła. Ja nie mogłam. Wciąż myślałam o zdarzeniach z minionego weekendu. Nagle poczułam wibracje pod swoją poduszką. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam kto dzwoni o tak później porze. Minho. Co on chciał ode mnie? Przesunęłam po ekranie i usłyszałam go, a raczej głośną muzykę i jego w oddali.
-Paulina? Yah, Jonghyun się opił!
-Co? Jak to? Gdzie wy u diabła jesteście?-warknęłam.
-No bo w gazecie zobaczył...Jonghyun do diabła z Tobą! Zaśliniłeś mi garnitur !Yah!-krzyknął tak głośno, że aż odsunęłam telefon od ucha-Jonghyun, zarzygałeś mnie ty świnio!
-Minho, co zobaczył w tej gazecie?-spięłam się, ale już wiedziałam co widział.
-Ty świnio...Paulina zobaczył Ciebie i jakiś dwóch chłopaków. Potem w kolejnej zdjęcia jak obejmuje cię jakiś chłopak od tyłu, a potem trzymasz go za rękę...Yah, Jonghyun!-wydarł się-nie jesteś taki lekki, zejdź ze mnie!
-W którym klubie jesteście?-warknęłam-zaraz przyjadę.
-Gossip.
-Już jadę wraz z Moniką.-mówiąc to zerwałam się z materaca i obudziłam Monikę. Szybko rzuciłam jej ciuchy na posłanie i nie tracąc czasu na wyjaśnienia powiedziałam tylko
-Ubieraj się, nie mamy czasu.
-Czekam na was-usłyszałam w słuchawce Minho, zanim się rozłączyłam.
Szybko zamówiłam taksówkę. Na biegu wytłumaczyłam Monice o co chodzi. 5 minut później przyjechała taryfę, która zawiozła nas pod klub. Wparowałyśmy do pomieszczenia. Po znalezieniu stolika chłopaków podbiegłyśmy do nich. Spojrzałam na Jonghyuna. Zamglone oczy, cały brudny, i śmierdzący. Włosy w nieładzie. Jezu Jonghyun, coś ty zrobił-pomyślałam.
Po zataszczeniu go do domu, zostałam z nim sam na sam. Gdy asekurowałam go w stronę łóżka, prawie się wywaliliśmy. Posadziłam go na łóżku i zaczęłam rozbierać.
-Pani...Pani Kim-bełkotał.
-Jak na razie, mam jeszcze swoje nazwisko. Co ci strzeliło do głowy, żeby się upić?-warknęłam.-co piłeś?
-Ładnie pachniesz, Pałłłlinaa-mruknął i przytrzymał moje biodra, przy okazji całując mój brzuch.
-Od ciebie wręcz przeciwnie. Co piłeś?
-Jack Daniels-wymówił to słowo tak starannie, że prawie zachichotałam.
-Widziałem gassty...-mruczy pod nosem.
-Co widziałeś?
-gassty!
Gazety, poprawiłam go w myślach. Delikatnie popchnęłam go na łóżko. Momentalnie zaczął chrapać. Niezła będzie jutro bitwa. Muszę się naszykować na jego gniew.

poniedziałek, 28 października 2013

Jonghyun and I 33 .

Była sobota. O 15 umówiłam się z Dawidem pod gimnazjum. Parę minut później byliśmy już na przystanku, kierując się na Radogoszcz po Rudego. Gdy po ponad godzinnej jeździe dotarliśmy na ulicę Brzoskwiniową, szybko doszliśmy do jego domu. Dzwoniliśmy. Raz, drugi, dziesiąty. Nikogo nie było? Dziwne. Odeszłam od domofonu, ale zaraz się wróciłam i ponownie zadzwoniłam.
-Pewnie się zaćpał-stwierdził Dawid.
-Niech tylko spróbuje, to ja go zabije. Dostanie piąchą w brzuch, tak jak wczoraj-burknęłam.
Spod jego mieszkania pojechaliśmy do centrum handlowego - Port Łódź. Było tam miasteczko nauki. Gdy zobaczył to Dawid wbiegł tam, i nie chciał wyjść. Cierpliwie chodziła za nim, udając, że cieszę się ze wszystkich przygotowanych atrakcji. Po jakimś czasie poszliśmy na patio. Była tam ogromna huśtawka w kształcie koła. Szybko usiadłam a mój nowy kolega mnie bujał. Po 40 minutach czekała nas godzinna jazda z powrotem pod dom Krzyśka. Gdy dojechaliśmy był spory kawałek po 19. W końcu wyszedł z domu gęsto się nam tłumacząc.
-przepraszam no...domofon nie działa...on tak ma...sorki-westchnął.-muszę go naprawić.
-nie pomyślałeś o tym, że może dwójka twoich znajomych się z tobą umawia?-warknęłam-warto by było do tego czasu, jednakże ten domofon naprawić.
-Paulinka, naprawdę przepraszam.
Spojrzałam na niego i ruszyłam do przodu zostawiając ich w tyle. Za chwilę Rudy podszedł do mnie, objął mnie od tyłu i tak za mną idąc spytał
-Cały czas jesteś na mnie zła?
-Tak.-warknęłam-Zła jak osa. Ty kretynie, ty idioto, ty...ty-już brakowało mi słów. Wiedziałam, ze nie potrzebnie się uruchomiałam, ale byłam kobietą. Takie było moje prawo.Gdy wsiadaliśmy do autobusu który kierował się na plac Barlickiego, Rudy pełen obaw usiadł koło mnie.
-Nie bij mnie, ja naprawdę nic nie zrobiłem.
Gadaliśmy i śmialiśmy się całą drogę. Po jakiś 15 minutach spojrzałam od niechcenia na rękę Krzyśka i zauważyłam tam czarny zegarek.
-Pokaż-powiedziałam.
Ten zdjął zegarek i oddał go mnie. Szybko go założyłam.
-Nie oddam Ci go już.
-Oddasz, oddasz.
-W poniedziałek.
-E tam.
Z placu Barlickiego, zahaczając o wszystkie parkomaty w ramach tradycji każdy był naciskany. Rudy ponownie jak w piątek, przytulał mnie na każdym. Rozmawialiśmy o wszystkim. O muzyce, o seksie, o wyglądu idealnego partnera, o wyprowadzaniu z nałogu.
-Wiesz co Rudy?-spojrzał się na mnie.-powinieneś znaleźć sobie dziewczynę. Ewentualnie kogoś dla kogo jeszcze łatwiej byłoby rzucić ci te narkotyki. Jeśli ma się dla kogo, zawsze jest łatwiej.
-Mam kilka typów. Głównie dwa.-powiedział, patrząc się na Dawida. Ten drugi odpowiedział mu tylko uśmiechem.
-Powiedz mi tu, swojej najlepszej przyjaciółce.
-Jedną znasz. Bardzo dobrze. Jest miła, ciepła, fantastyczna, ma wspaniały charakter i w ogóle jest super.
-Monika?
-Nie.-zaprzeczył
-Ale Monika tą osobę zna bardzo, bardzo dobrze-wtrącił się Dawid.
-Marlena?
-Nie...
-To ja nie wiem.-oznajmiłam. Puściłam rękę Rudego i podeszłam do parkomatu. Za sobą usłyszałam dwa głosy.
-... i Kaśka.-powiedział Rudy.
-Jaka Kaśka? Ta nasza ?-spytałam.
-No...
-A oprócz niej?-drążyłam.
-Ty.-wyznał, mocniej mnie do siebie przyciskając.
-Ja?
-Tak.
Przez 5 minut szliśmy w ciszy. Analizowałam to, co usłyszałam.
-Paulina...-ciszę zagłuszył Rudy.-Moglibyśmy być?
-ale w związku?
-No tak.
W tym momencie przed oczami pojawił się Jonghyun. Cudowny, samotny. Oni nie wiedzieli, że mój chłopak jest sławny. Oni nie wiedzieli nawet, że Jonghyun istnieje.
-Nie wiem Rudy...wszystko jest możliwe, ale na razie nie chce być w związku..albo inaczej-zamyśliłam się-Nie bawię się w związki-uśmiechnęłam się smutno.
Staliśmy na pasach. Rudy uwiesił się na mnie ponownie pytając, czy jestem na niego zła
-Nie, nie jestem.
-Paulinka, widzę, że jest nie tak.-mruknął i schował mi głowę w zagłębienie szyi.
-Krzysiek, boli mnie bark. Zostaw mnie.
Od razu puścił.
Doszliśmy na Górniak. Czekałam na tramwaj który zawiezie mnie do domu. Rozmawialiśmy o biustach. Dawid mówił, że to nie ma znaczenia, jakiej wielkości stanik, będzie posiadała jego dziewczyna.
-Wiesz...chyba lepiej macać, niż wyciskać-wypaliłam.
Zaczęliśmy się śmiać. Usiedliśmy na ziemi i nie mogliśmy zdusić śmiechu.
-Zapamiętaj dobre słowa Pauliny!-krzyknął Rudy
Gdy wszyscy stanęliśmy oparłam się o barierkę. Krzysiek podszedł do mnie i jego ręce były po obu moich stronach. Nie miałam jak uciec. Patrzyliśmy sobie w oczy, zapominając o Bożym świecie. W końcu nadjechał tramwaj.
-Paulina-wtrącił się Dawid-Jedziemy.
-A wcale nie!-zaśmiał się Rudy i złapał mnie w pasie tak, że nie mogłam się wyrwać.
-Rudy proszę ! RUDY NO JA MUSZĘ DO DOMU JECHAĆ!
-Ale zegarka nie oddałaś, oj daj spokój-zaśmiał się
-Oddam Ci w poniedziałek!
W ostatnim momencie mnie puścił, po kilku prośbach Dawida. Zaśmiał się. Wbiegliśmy do tramwaju.
Szybko dojechałam na Śląską. Wbiegłam do domu, szybko szukając Jonghyuna. Gdy wpadłam do sypialni, on przestraszony wypuścił z dłoni wszystkie kartki. Przemierzając szybko niewielką odległość do niego, poślizgnęłam się. Prędko wpadłam mu w ramiona. Przytuliłam się do niego, niczym małe dziecko. Nie chciałam go puścić.
-Jak u mamy?-szepnął między pocałunkami
-Dobrze-mruknęłam, wracając do przerwanej mi czynności.
Jonghyun spojrzał na mój, a raczej Rudego, zegarek.
-Czyj on jest?
-taty.
-po co tata dał ci zegarek?
-ja mu zabrałam. podobał mi się. w poniedziałek mu oddam.
Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam co robić.

Jonghyun and i 32 .

Witam wszystkich, w moim skromnych progach ;) . Na wstępie, chciałabym Was przeprosić za to, że tak długo musieliście poczekać na najświeższy rozdział.
Mam w planach napisanie jeszcze dzisiaj dwóch, jednakże nie wiem, jak wyjdzie z czasem. Na razie, oddaje w Wasze cudowne rączki część 32, krótką bo krótką ale ważne, że dałam znak życia :).
Zapraszam do czytania i komentowania.
Buziaki, Clue. ;* .
__________________________________________


Przez kilka ostatnich tygodni bardzo rzadko rozmawiałam z Jonghyunem. Zamykał się w sypialni i pisał teksty. Nie wychodził nawet na posiłki. Chcąc nie chcąc zanosiłam mu je. On tylko dziękował z anielskim uśmiechem. Czułam, jakbyśmy się trochę oddalili. W piątek wieczorem zamiast na praktyki od 17 do 22 umówiłam się z Dawidem. O naszej cichej schadzce nikt nie wiedział, oprócz nas. Nawet Monika nic nie wiedziała. W raz z Dawidem pojechaliśmy po Rudego, aż na Radogoszcz. Zdziwiony na nasz widok, pod swoim domem, nie był w stanie nic powiedzieć
-Nie powiem, zdziwiony jestem...już idę-uśmiechnął się do mnie i powiedział-a tak w ogóle, to cześc Paulinka!-zaśmiał się.
-Siemka!-krzyknęłam.
Szybko wyszedł i ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę krańcówki. Od razu powiedziałam im, że Monika nic nie wie, i żeby tak zostało. Pojechaliśmy autobusem w stronę Placu Wolności, jednakże musieliśmy wysiąść wcześniej.
-Chłopaki, bo mi się siusiu chyba chce-palnęłam.
-Chyba?-zaśmiał się Rudy.
-Na pewno-mruknęłam.
Wyszliśmy z autobusu i udaliśmy się do manufaktury. Pod drodze minęliśmy karuzelę, strasznie wielką, dzisiejszego wieczoru już nie czynną. Podbiegłam do niej i jak dziecko zaczęłam się cieszyć z tego, że siedzę na koniu. Chłopaki podeszli do karuzeli i zaczęli ją kręcić. Trochę się zmęczyli, ale widząc uśmiech na mej twarzy oni sami byli zadowoleni. Po 30 minutach bawienia się poszliśmy do łazienki. Wracając znów doszliśmy do karuzeli. Gdy po 40 minutach namówiłam chłopaków, żebyśmy w końcu wyszli się przejść, przeszliśmy ulicami przy przystankach. Zobaczyłam parkometr. To było silniejsze. Podeszłam do niego i zaczęłam naciskać klawisze. Chłopaki do mnie podeszli i też się bawili. W pewnym momencie, Rudy oparł swoją brodę o mój bark, i przytulił mnie od tyłu w pasie. Minęliśmy jeszcze z 20 parkomatów, historia się powtarzała. Poczułam dziwne ciepło w brzuchu za każdym razem, gdy Rudy znajdował się blisko mnie. W pewnym momencie położył swoją rękę na moim prawym barku i tak szedł. Nie będąc mu dłużna moja ręka wylądowała na jego boku, a druga nieśmiało wplątała się w jego palce. Tak szliśmy spory kawałek do czasu, gdy nie usłyszałam dźwięku zapowiadającego przyjście sms-a.
Nadawca: Jonghyun <3
Kochanie, jak w pracy? Co robisz? Wyjść po Ciebie na przystanek?
Nie chciałbym, żebyś o 23 wracała do domu sama.

Nadawca: Ja.
Adresat: Jonghyun <3.
W pracy dobrze. Smażę pączki. Możesz wyjść.

Wiedziałam ,ze dostanę burę za kłamstwo, ale ja też chciałam czasem wyjść z kolegami. On mi nigdy na to nie pozwalał. Szybko włączyłam się do rozmowy chłopaków.
Doszliśmy na przystanek przy centralu. Tu nasze drogi z Rudym się miały rozejść. On w jedną ja z Dawidem w drugą. Usiedliśmy na przystanku, oczywiście Rudy mnie znów objął, a w moim brzuchu znów obudziły się motyle. Gdy po 20 minutach przyjechał nasz autobus, pożegnaliśmy się. Przed 23 Jonghyun zadzwonił do mnie.
-Już wracasz?-słysząc jego głos uśmiechnęłam się.
-Tak. Możesz wychodzić.-potwierdziłam.
-Dobrze. Będę na przystanku. Kocham cię.
-Oki, dobrze, ja ciebie też-zakończyłam rozmowę.
Po paru minutach dojechałam sama do krańcówki. Spojrzałam na Jonghyuna, który w swojej prawej dłoni trzymał długą, czerwoną różę. Wysiadłam z tramwaju i podeszłam do niego.
-Przepraszam, że ostatnio nie mam dla ciebie czasu. To wszystko przez płytę-mówiąc to, podarował mi różę.
-Nie ma sprawy, musisz pracować.
Pociągnęłam go delikatnie za bluzę, usilnie go pocałować, mimo różnicy wzrostu.
-Paula...pachniesz męskimi perfumami-zdziwił się
-To dlatego, że w piekarni są głownie faceci i jak się każdy wypsika to potem na mnie to przechodzi-skłamałam.
-Aha...-zamyślił się-no chyba, że tak.
Złapaliśmy się za ręce i udaliśmy się do domu. Czułam, że coś jest nie tak. Mój rozum i moje lokowanie uczuć mnie przerażało.

sobota, 12 października 2013

Jonghyun and I 31 .

Krzątałam się cicho po kuchni szykując obiad dla mojej rodziny która postanowiła zwalić się mnie i Jonghyunowi na głowę. Mieszałam w garnku makaron, a na drugim gazie wstawiłam kilogramy ryżu. Pod nosem cały czas śpiewałam sobie "Everybody". Jonghyun w saloniku ustawiał stoły i krzesła. Przyszedł do kuchni, pozabierał multum talerzy i ponownie wyszedł. Miałam dzisiaj poznać całą rodzinę Jonghyuna. Trochę się obawiałam, jak na mnie zareagują.
-Paulina.-powiedział Jonghyun, wyrywając mnie z zadumy.
-Tak?
-To ile dokładnie osób przyjdzie?
-My, moi rodzice, twoi, twoja siostra, dziadkowie od dwóch stron twoi i moi, Monika, SHINee, babcia Kibuma. To wszyscy.
Jonghyun otworzył oczy ze zdziwienia.
-18 osób?
-Jeśli dobrze policzyłeś, to tak, osiemnaście.-burknęłam.
-To strasznie dużo...
-Na koncerty przychodzą miliony fanów a boisz się 18 osób które zwalą ci się na głowę? Oppa jesteś dziwny.
Uśmiechnął się i podrapał się po głowie. Wyszedł z kuchni i włączył telewizor. Usłyszałam słowa ich nowej piosenki. Wybiegłam z kuchni i zaczęłam śpiewać swoim łamanym koreańskim "Everybody". Jjong śmiał się ze mnie. Chwilę po tym wstał i zaczął tańczyć do piosenki.
-Paulina, chcesz też tak wisieć nad ziemią jak ja gdy Onew mnie podnosi?
-Ja nawet nie wiem jak wy się trzymacie, że takie coś wam wychodzi.
-To ja ci pokażę!
Podszedł do mnie i odwrócił się tyłem.
-Stań bokiem. Dobrze. Teraz złap mnie nad żebrami tą samą ręką, a ja się przechylę do przodu i będę cię trzymał za przedramię. Musisz mocno złapać, żebyś się nie wywaliła. I machaj tak nogami jak ja na teledysku.
W mgnieniu oka wisiałam kilka centymetrów nad ziemią. Zaśmiałam się.
-Jonghyun ja latam!-krzyknęłam-Everybody!
Delikatnie opuścił mnie na ziemię. Moje przedramię zaczęło mnie bolec. Byłam pełna podziwu, jak chłopaki wkładali tyle siły w kawałek układu.

Jedliśmy własnie obiad z całą moją nową rodziną. Bardzo polubiłam babcię Jonghyuna. To miła staruszka która chyba też mnie pokochała całym sercem. Zastanawiałam się czy to przez to, iż umiałam gotować czy na to, że latałam wokół nich nie pozwalając sobie na wyręczenie mnie przez np. Jonghyuna albo Kibuma. Ten drugi aż rwał się ,żeby coś pomóc w kuchni. Gdy wyszłam z saloniku, żeby nałożyć dokładkę So Dam babcia Jjonga wyszła za mną. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, a ta odwzajemniła uśmiech.
-Moja dziecinko, jestem cały czas w szoku-przerwała cisze.
-A co sprawiło babci szok?
-Ty i mój wnuczek. Zawsze myślałam, że nikt go nie ustawi do porządku a ty to zrobiłaś. Musiałaś chyba strasznie o niego walczyć. Martwi mnie tylko ta różnica wieku-wyznała.
-Babciu Kim-powiedziałam-Nie miałam zamiaru go wcale ustawiać, i nic takiego nie zrobiłam. Tak samo jak nie walczyłam o jego uwagę. Jonghyun nie mówił babci jak się poznaliśmy?-zdziwiłam się.
-Coś tam wspominał, ale jak to Jonghyun nigdy ci nic do końca nie powie-westchnęła
-Poznaliśmy się przez moją nieuwagę. Pod hotelem kiedy przyjechali do Łodzi wpadłam na niego i wylądowaliśmy na podłodze. I zdziwię babcię, ale to on o mnie walczył i to on w mediach powiedział, że się we mnie zakochał. I jeszcze
-I jeszcze to, że nie chciałaś się ze mną spotkać-przerwał mi Jonghyun wchodząc do kuchni.
-Jonghyun nie ładnie tak przerywać. Czemu zostawiłeś gości, jesteś również gospodarzem, nie powinieneś zostawiać gości samych. Nie wolno też podsłuchiwać-fuknęłam.
-Przepraszam-skruszony wycofał się z kuchni. Babcia Jjonga przyglądała się tej scenie jak oczarowana. Przytuliła mnie i w jej oczach zauważyłam łzy.
-Niech babcia nie płacze-poprosiłam.
-Jesteś magiczna dziewczyno. Nigdy nie widziałam go takiego. On tak bardzo cię kocha. To widać. Nie zostawiaj go, nigdy. On wcześniej był taką casanovą, podrywaczem, zawracał w głowach dziewczynom, a w tym waszym związku to ty jesteś tą osobą.
-Dziękuję-powiedziałam czując solidne rumieńce na twarzy.
Staruszka tylko się uśmiechnęła. Wyłączyłam gaz i nałożyłam na talerz So Dam ryż. Już miałyśmy wychodzić gdy babcia dodała.
-Masz zamiar zgodzić się na zaręczyny?
-Ja mam dopiero 17 lat babciu Kim, nie myślimy o zaręczynach...
-I to mnie martwi, jesteś młoda, 6 lat młodsza od mojego wnuczka... Ach, ile ja bym dała ,żebyście się nie rozstali.
-Spokojnie, niech się babcia nie martwi, nie odejdę od niego. On sam powiedział, że też tego nie zrobi. Wbrew pozorom Jonghyun jest naprawdę czułą osobą a nie super casanovą.
Wyszłyśmy z kuchni. Usiadłam koło Jonghyuna, a ten zaraz mnie przytulił i pocałował w policzek.
Po kilku godzinach wszyscy najedzeni śmialiśmy się w najlepsze. Tata Jonghyuna opowiadał naprawdę dobre kawały przez które łzy śmiechu same cisnęły się do oczu. So Dam opowiedział, że gdy jej brat był mały zmiksował lody z chili i ketchupem i kazał jej to zjeść. Jonghyun się zawstydził. A kompletnego buraka spalił wtedy kiedy jego tata opowiedział, że gdy musiał wyjechać w podróż służbową to on do samochodu włożył rybę tak, żeby auto nie mogło odpalić.
-Jeśli kiedyś będziesz musiał wyjechać to ja zrobię podobnie-szepnęłam mu do ucha. Jego mama przyglądała się nam jak zaczarowana. Rodzina moja i rodzina Jonghyuna bardzo się polubiła.
Gdy już wszyscy zaczęli się zbierać Jonghyun ich zatrzymał.
-przepraszam, zaczekajcie chwilę. Chciałbym coś zrobić przy Was..-obwieścił
Odwrócił się do mnie, uklęknął na lewym kolanie i wygłosił
-Paulino.Czy zdajesz sobie sprawę jak bardzo cię kocham?-kiwnęłam głową, a on kontynuował-Przyrzekam być zawsze obok ciebie, każdego dnia w zdrowiu i chorobie stać na straży twoich marzeń i starać się każdego dnia, żeby ten piękny uśmiech którym mnie oczarowałaś nie zszedł z twej twarzy. Wyjdziesz za mnie?-skończył ze łzami w oczach.
W pokoju zapanowała cisza i wszyscy skierowali swoją uwagę na mnie. Żeby się nie zbłaźnić odpowiedziałam tylko
-Tak.
Zaraz posypały się brawa. Jonghyun założył mi na palec pierścionek, który wcześniej już się znajdował na mym palcu. Skupiłam na nim uwagę. Przecież to ten sam, kiedy oświadczał się mi przy chłopakach. Spojrzałam na niego a ten tylko mrugnął. Spojrzałam się na swoich rodziców i przyszłych teściów. Obydwie mamy stały zapłakane i tuliły się do swoich mężów. Ojcowie tylko się uśmiechali ale widziałam, że też bardzo się cieszą. Wszyscy zaczęli nam śpiewać...


 Pierwsi wyszli moi rodzice wraz z dziadkami. Chwilę po nich rodzina Jonghyuna. Gdy wychodzili babcia Jjonga puściła do mnie oczko. Urocza staruszka. Wróciliśmy do salonu aby sprzątać. Chłopaki z Moniką zostali, żeby pomóc. Gdy wszystko sprzątnęliśmy usiedliśmy to na kanapie, to na podłodze.
-Jezusie padam na twarz-westchnęła Monika, patrząc na zegarek-Choi, będziemy się zbierać.
-Tak, tak-mruknął Minho z  twarzą w dywanie.
-My też będziemy już szli  no nie? Key, Taemin szykujcie się. Zaraz po nas podjadą-mruknął lider.-Taemin? Słyszysz mnie? Taemin!-krzyknął.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy na Taemina, który obserwował mnie. Ponowne krzyknięcie lidera dopiero go obudziło.
-Tak, tak już idziemy-zszedł z kanapy. Podszedł do mnie i wysunął dłoń na znak pożegnania. Zrobiłam to samo, lecz gdy nasze dłonie się zetknęły Taemin pochylił się i złożył na mych ustach pocałunek. Zszokowana zastygłam w bezruchu. Szybko się odsunęłam. Jonghyun spojrzał się na niego ale nic nie powiedział. Chłopaki także. Podeszli do drzwi i pożegnaliśmy się z nimi. Gdy była kolej ponownego żegnania się z Taeminem Jonghyun w tym samym momencie w którym Tae chciał pocałować mnie w policzek, sam mnie pocałował ale w usta uniemożliwiając mu dostęp do mnie. Pomachałam mu tylko i już go nie było.
-Straszny z ciebie zazdrośnik-mruknęłam. Ten tylko puścił mi oczko i poszedł włączyć laptopa.
-Rodzice wysłali nam zdjęcia słońce.
-Pokaż.
Otworzyliśmy galerię i przeglądaliśmy setki jeśli nie tysiące zdjęć. Na każdym byliśmy praktycznie my. Albo my, albo z rodzinami, albo z SHINee. z maila Kibuma dostaliśmy miliony jak się całujemy. Nie wiedziałam, że je robił. Kilka było chyba robionych z ukrycia. Zdziwiliśmy się oboje, gdy zobaczyliśmy zdjęcie gdy obydwoje byliśmy w kuchni. Na zdjęciu ja siedzę na blacie a Jonghyun pomiędzy moimi nogami. Kilka ujęć. Przewinęliśmy kilka w szybszym tempie i wyglądało to, jakby ktoś nagrał kilkusekundowy filmik. Byłam zażenowana. Key widział nas w takim trochę erotycznym akcie. Gdy mnie podgryzał, namiętnie całował, próbował rozpiąć mi bluzkę lub gdy po prostu na blacie prawie by we mnie wszedł. Wyłączył laptopa.
-Cóż...to trochę żenujące nie sądzisz...
-Tak...-przyznałam.
-Już sobie wyobrażam jak diva wysyła te najlepsze, według niego, ujęcia Minho...będą mnie gnębić przez najbliższy rok-szepnął.
-To był długi dzień...
-Tak...chodźmy spać.-powiedział-to najlepsze co możemy teraz zrobić.-złapał mnie za rękę i udaliśmy się do sypialni.

piątek, 4 października 2013

Jonghyun and I 30 .

Spojrzałam z niedowierzaniem na wynik testu. Na płytce pojawiły się dwie kreski. Za chwilę jedna zniknęła. Jak miałam to rozumieć? Jestem czy nie? Szybko wyszłam z łazienki i bez słowa wybiegłam do apteki po kolejne 4 testy. Tak na wszelki wypadek. Wchodząc do domu zakręciło mi się w głowie. Usiadłam w przedpokoju. Jonghyun wyszedł z łazienki z testem w dłoni.
-masz mi coś do powiedzenia?
Szybko schowałam testy za siebie. Jonghyun to zauważył. Podszedł do mnie i wyciągnął mi zza pleców reklamówkę z testami. Spojrzał zszokowany. Nie wiedziałam co powiedzieć. On też nie.
-myślisz, że jesteś w ciąży?
-tak-głos mi się załamał.
-idź i zrób ten test.
-nie wiem czy są dobre. Wcześniej wyszły dwie kreski czyli pozytywny a zaraz zmieniło się na negatywny.
Jonghyun nic nie rozumiał. Wywróciłam oczami, wzięłam testy i poszłam do łazienki. Ten udał się za mną.
-Jonghyun, to jest łazienka.-westchnęłam.
-chce przy tym być-upierał się.
-ale to jest krępujące.
-jak sikasz?
-tak...
-Odwrócę się.
Wyszedł mamrocząc pod nosem. Wykonałam test. Pozytywny.
-JONGHYUN!
-Jesteś czy nie?
-tak...
-a reszta testów?
-nie robiłam.
-to zrób wszystkie.
Zrobiłam. Na trzech pozostałych wyszła jedna kreska, wynik negatywny. To byłam czy nie?
-pójdę jutro do lekarza, sama nic nie rozumiem...
Jonghyun przytulił się do mnie i nic nie powiedział. Na następny dzień poszliśmy do lekarza.


Po zrobieniu usg, prześwietleń i innych badań wyszło, że nie jestem w ciąży. Oczywiście musiałam zapłacić sporą sumę pieniędzy, żeby badania zrobiono mi od ręki. Odetchnęłam z ulgą. Jakie szczęście. Jonghyun wręcz przeciwnie, nie podzielał mojego entuzjazmu. Gdy wychodziliśmy e szpitala i kierowaliśmy się w stronę auta nic nie mówił.
-Jjongieeeee...co ci jest? czemu nie cieszysz się ze mną?
-bo myślałem, że jednak jesteś-burknął.
-sam mówiłeś, że na razie nie chcesz dzieci.-zdziwiłam się.
-tak ale jeśli by się trafiło to przecież bym je z chęcią wychowywał.
-ale nieprzespane noce, wieczny wrzask, ja gruba, spasiona z wielkim brzuchem.
Spojrzał się na mnie z grymasem.
-wychowanie dziecka to ciężka praca Jonghyun, nie zabawa.-powiedziałam.
-tak wiem...no ale trudno. Kiedyś na pewno będę ojcem. Teraz skoro to był fałszywy alarm, wolę cieszyć się tym, że jak na razie jesteś tylko ty.
Weszliśmy do auta. Pojechaliśmy do McDrive. Z naszym szybkim jedzeniem pojechaliśmy na Starową Górę. Usiedliśmy na masce auta i podziwialiśmy widoki z góry. Rozmawialiśmy o dzieciach, opowiadaliśmy sobie historie z dzieciństwa. Nagle Jonghyun wszedł na dach i stanął na nim. Spojrzałam się na niego i powoli włożyłam sobie frytkę do ust.
-wiesz co? W sumie to nawet lepiej, że nie ma tej ciąży.-wyznał.
-czemu?
-jeśli mamy ochotę zawsze sobie we dwójkę gdzieś wyjedziemy
-doliczając chłopaków którzy ciągną się za tobą jak ogon-wcięłam mu się w zdanie.
-tak...no to zawsze sobie gdzieś wyjedziemy, nawet na weekend, czy cały dzień. z dzieckiem byłoby to możliwe, ale chyba jeździlibyśmy mniej chętnie.
Zszedł z dachu i skoczył na ziemie. Stanął pomiędzy moimi nogami które delikatnie rozchylił. Położył swoje dłonie na mojej tali i złożył na mych ustach czuły pocałunek.
-tak jest lepiej-powiedzieliśmy oboje.

czwartek, 3 października 2013

Jonghyun and I 29 .

Noc po wyjściu ze szpitala była fantastyczna. Gdy skończyliśmy położył głowę na moich piersiach. Delikatnie zaczął jeździć opuszkami palców po brodawce.
-zdajesz sobie sprawę jaka jesteś atrakcyjna? Czemu nie dostrzegasz tego jaka jesteś piękna?-spytał.
Spojrzałam na niego i pocałowałam go w biceps.
-przesadzasz-mruknęłam.
-uwierz mi. Pragną cię. Pragną tego co należy do mnie-warknął.
-Jonghyun natychmiast przestań!
-Widziałaś minę Taemina gdy założyłaś sukienkę? Minę ludzi mijających nas na ulicy? Swoich kolegów z klasy? Najbardziej boję się tego, że zostawisz mnie i pójdziesz do maknae.-wyznał
-Nigdy bym tego nie zrobiła-udałam urażoną-to ciebie kocham i ciebie chce. A teraz...-zamyśliłam się.-Czy możemy wrócić do tego stanu który osiągnęliśmy 20 minut temu? Naprawdę mam ochotę na więcej.
Uśmiechnął się łobuzersko, tak jak lubiłam najbardziej. Złożył na mych ustach gorący pocałunek. Cicho jęknęłam.


Siedzieliśmy właśnie u lekarza, czekając na kontrolę. Było strasznie dużo ludzi, lekarz wolno przyjmował i w ogóle było duszno. Po męczących poszukiwaniach ja i Jonghyun znaleźliśmy dwa miejsca na kanapie. Z początku rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Po długich godzinach, lekarz cały czas choćby odrobinę nie zbliżył się do mojego nazwiska. Jjong siedział po mojej prawej. Jego ramie spoczywało za moim karkiem na dużej kanapie. Włączyło mu się okazywanie czułości i non stop mnie całował, przytulał albo smyrał.
-Jjongieee...uspokój się-mruczałam mu we włosy.
-Kocham cię-powiedział.
Uśmiechnęłam się. Pomimo tego, że byliśmy ze sobą dopiero 4 miesiące, ja czułam się jakby upływały lata. Magia tych dwóch słów cały czas mnie urzekała, i gdy tylko te słowa wychodziły z jego ust cała promieniałam.
-dobrze wiesz, że ja ciebie też.
Uśmiechnął się. Zaczęliśmy się całować. Kilka osób rzuciło nam surowe spojrzenie. Przerwaliśmy. Jonghyun tylko cicho zachichotał, oblizał wargi i puścił mi oczko. Z pokoju wyszła pacjentka a zaraz za nią lekarz. Usłyszałam swoje nazwisko. Wstałam z kanapy, zostawiając Jonghyuna samego. Weszłam za lekarzem do gabinetu. Szybko zrobił podstawowe badania. Gdy już miałam wychodzić postanowiłam mu o czymś powiedzieć. O czymś czego bałam się powiedzieć Jonghyunowi.
-Panie doktorze, chciałabym się o coś spytać.
-jestem od tego aby udzielać odpowiedzi-powiedział i uśmiechnął się. Przypominał mi Siwona z super junior.
-ostatnio mam takie napady głodu, nudności, wymioty i bóle brzucha. Czy wie pan co mi może być?
-cóż...-zamyślił się.-z twoich słów wynika to, że możesz być w ciąży. Współżyłaś już?
-tak...-mruknęłam.
-więc zrób test. Bez tego nic nie zrobimy. Zgłoś się z wynikiem testu, wtedy dalej pomyślimy.
-dobrze, dziękuję, do widzenia.
Szybko wystrzeliłam z pokoju na dwór. Jonghyun spojrzał na mnie zdziwiony.
-Paulina, jest coś o czym chcesz mi powiedzieć?-spytał.
Normalnie jakby czytał mi w myślach.
-nie...-skłamałam.
-I jak było?-spytał podejrzliwym tonem
-Dobrze muszę wejść tylko do apteki do tes...termometr.-zająkałam się.
-termometr?-uniósł brwi do góry
-tak...tamten się zepsuł-załgałam.
-to ja pójdę-zaoferował się.
-Nie!-krzyknęłam. Ponownie się na mnie spojrzał zdziwiony-ty idź do domu wstaw ziemniaki a ja pójdę do apteki.
Przycisnął mnie do siebie, przytulił i pocałował w czoło. Gdy odchodził schował ręce do swojej czarnej skóry. Odetchnęłam z ulgą. Weszłam do apteki. Nikogo nie było. Bardzo dobrze. Podeszłam do okienka.
-dzień dobry-mruknęłam-poproszę termometr.
Farmaceutka szybko mi go podała.
-coś jeszcze?-spytała zbyt słodkim głosem.
-tak...-jeszcze test ciążowy.
Spojrzała się na mnie zszokowanym wzrokiem, jednak bez słowa mi go podała. Szybko zapłaciłam i wyszłam. Test postanowiłam zrobić wieczorem.
Weszłam do do domu. Jonghyun stał przy kuchence i nakładał gorący obiad na talerz. Widział, że nie mam ochoty na rozmowy dlatego bez słowa podał mi jedzenie. Szybko zjadłam i jeszcze poszłam po dokładkę. Jonghyun przyglądał się jak oniemiały.
-Paulina, może ty jesteś w ciąży?-zasugerował śmiejąc się przy tym.
Zakrztusiłam się jedzeniem. Klepnął mnie w plecy.
-jaka reakcja-zdziwił się.
-chcesz mieć dzieci?-spytałam wprost
-tak ale jeszcze nie teraz. Za wcześnie, zdecydowanie. Mam tylko 24 lata. A ty 17. Nie, dopiero za kilka lat.
-Aha.-na nic więcej nie było mnie stać. Odstawiłam talerz do zlewu i po cichu z testem w ręku poszłam do łazienki i zamknęłam się na zasuwkę. Szybko odpakowałam test.
Po wykonaniu testu czekałam 30 sekund. Najgorsze 30 sekund w moim życiu...
Zszokowana spojrzałam jak na ekraniku pojawiają się...


____________________________________
Trololololo, musicie czekac. :D

wtorek, 1 października 2013

Jonghyun and I 28 .

Leżałam w szpitalu. Moja głowa miała kilkanaście urazów. Prócz tego byłam cała w siniakach. Taemin nie mógł sobie wybaczyć tego, że mnie nie zatrzymał. Gdy wieziono mnie karetką, Tae zadzwonił do Jonghyuna gdy tamci mieli fan meeting. Nic więcej nie mógł mi powiedzieć, bo sam nie wiele wiedział. Dostał ochrzan od Jonghyuna.
Wierciłam się z boku na bok na szpitalnym łóżku, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Gdy odwiedzili mnie rodzice, Monika i kilka moich koleżanek Taemin na kozetce uciął sobie małą drzemkę. Włączyłam laptopa, i próbowałam połączyć się z Jonghyunem. Na próżno. Mimo, że był online nie odbierał ode mnie. Ze złością zamknęłam laptopa i położyłam się spać.
Nazajutrz znów włączyłam laptopa. Niestety Jonghyuna nie było. Tłumaczyłam to brakiem czasu.
-Taemin, zagrajmy w coś-skomlałam.
-Ale w co?
-kółko i krzyżyk, wisielca albo coś. Kalambury. Tylko, żebym  nie myślała o tym, że tu jestem.-mruknęłam
Taemin stanął na wysokości zadania. Graliśmy cały dzień. Wieczorem, zmęczeni położyliśmy się. Taemin w fotelu a ja na łóżku. Po jedenastej maknae musiał już iść. Pożegnaliśmy się i zostałam sama. Nie lubiłam wieczorów w szpitalu, nigdy. Miałam wtedy zbyt wybujałą wyobraźnie. Psychopatki lekarki, lekarze zombie. Mój mózg był pełen pomysłów. Z tymi myślami poszłam spać.
Strasznie się wierciłam i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. spory kawałek po północy przebudziłam się. Strasznie było mi duszno, i chciało mi się pic. Ze stolika sięgnęłam wody i napiłam się. Gdy z powrotem ułożyłam się chciałam wyciągnąć rękę, ale nie miałam miejsca. Zdziwiłam się. Włączyłam cudem lampkę Taemina i napuściłam na swoje łóżko. Ktoś na nim leżał i spał w najlepsze z kapturem na głowie. Chłopak. Moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Szybko zeskoczyłam z łóżka, budząc mojego tajemniczego gościa.
-Yah, nie kręć się.-usłyszałam
-Zaraz...-pomyślałam na głos-Jonghyun?!-wydarłam się.
-Tak to ja, idź spać dalej-mruknął i odwrócił się do mnie.
Czekałam na jego wybuch gniewu. Spięłam się w oczekiwaniu na to, jak zacznie mi prawic kazania. Nic takiego nie nastąpiło. Położyłam się z dudniącym sercem i wtuliłam się w niego. Pocałował mnie w usta i zgasił lampkę.
-jeszcze pielęgniarka przyjdzie i mnie wygoni-mruknął.
-powiedz mi co ty tu robisz. powinieneś być teraz w Korei!
-przecież nie mogłem tam być jeśli ty leżysz tutaj-warknął
-Jesteś kochany-przytuliłam go-jak w ogóle się tu dostałeś?
-przez okno.-wytłumaczył.-a teraz proszę idź spać. To był długi dzień, naprawdę. Porozmawiamy rano.
-Dobrze, już idę. Dziękuję, że tutaj jesteś. Od razu czuje się lepiej.
Pocałował mnie w czoło i zasnął.
Gdy rano się obudziłam, Jonghyuna nie było. Myślałam ,że to był tylko sen. Jednak gdy wyszłam z łazienki przebrana on siedział na moim łóżku. Czysty, przebrany i ogolony. Uśmiechnęłam się. Wskoczyłam na niego obdarzając go przy tym milionami pocałunków. W przerwach między nimi, dziękowałam i mówiłam jak bardzo go kocham. Moje podziękowania zostały przerwane, przez otwierające się drzwi. Zeszłam z mojego mężczyzny i usiadłam koło niego. W drzwiach stał Taemin z bombonierką a za nim moi rodzice i Monika.
-hyung?!
-tak to ja. Dzięki, że ją przypilnowałeś-przy tym ostatnim się skrzywił.
-naprawdę przepraszam-mruknął
Rodzice z Moniką zaczęli z nim rozmawiać. Tak zszedł nam cały dzień. Na śmiechu, zabawach i opowiadaniach.  W trakcie wymiany zdań do pokoju wpadł lekarz.
-Paulina, kiedy byś chciała wyjść ze szpitala?-spytał wprost.
-najlepiej jeszcze dzisiaj-burknęłam.
-wyjdziesz jutro po obiedzie, dobrze?
-a mogę w ogóle wiedzieć, co mi było, jest?
-lekkie wstrząśnienie mózgu. Nic wielkiego. No i masa siniaków. dobrze, że teraz jest zima i nie będziesz musiała się przed nikim rozbierać-zaśmiał się i wyszedł.
Wymieniliśmy z Jonghyunem porozumiewawcze spojrzenia.
Gdy wszyscy wyszli Jonghyun dalej siedział.
-może idź do hotelu?-zasugerowałam.
-nie. Muszę być przy tobie. a teraz. idziemy spać-rzekł.
Położyliśmy się na łyżeczki i milczeliśmy. Moją głowę zaprzątnęły myśli. Jutro wychodzę, niedługo wrócę do szkoły. Byłam tylko ciekawa co zrobi Jonghyun. Czy zostaje, czy wraca.
-Jjong?
-tak?-szepnął mi do ucha. Zadrżałam.
-jak to teraz będzie? wracasz do Korei?
-nie. Taemin wraca, a my jedziemy do Tunezji.
-żartujesz. Ja mam szkołę.
-masz zwolnienie? masz. więc w czym problem. jedziemy i koniec.
-i co będziemy robić w tej Tunezji?-zaśmiałam się.
-zgadnij.-ugryzł mnie w ucho.
-masz ochotę na seks?-spytałam wprost.
-tak i to wielką. powstrzymuje mnie myśl, że jesteśmy w szpitalu.
-w ciemnym szpitalu-poruszyłam brwiami.
-nie Paulina. Jutro. A teraz już śpij.
Zamknęłam oczy nie mogąc doczekać się jutra.

Jonghyun and I 27 .

Po raz pierwszy od tygodnia miałam możliwość porozmawiania z Jonghyunem. Te ich ciągłe koncerty próby i spotkania z fanami były takie męczące, że nie miał czasu nawet napisać SMSa o telefonie nie wspominając. Wykąpałam się i włączyłam skype. Czekałam, aż Jonghyun do mnie zadzwoni. To był pierwszy wolny poranek w którym mógł do mnie zadzwonić. Te strefy czasowe były do bani. Gdy ja kładłam się spać on wstawał. Usłyszałam dźwięk. Zaakceptowałam połączenie i chwilę po tym na ekranie laptopa pojawił się Jonghyun.
-cześć-mruknął smutno.
-cześć-westchnęłam
-co słychać?
-nie pytaj się jak dobrze wiesz-burknęłam-jest strasznie. Nie daje sobie rady bez ciebie. W domu jest tak pusto i cicho. Tęsknię za tobą-wyznałam
-Ja też za tobą tęsknie...Nawet nie wiesz jak. To głupie budzić się w hotelowym pokoju nie mając cię obok siebie.
Uroniłam łzę. Po jednej pojawiły się kolejne. Szybko je wytarłam i położyłam się na boku, uważając na laptopa. Jonghyun zrobił to samo. Obydwoje leżeliśmy i nic nie mówiliśmy.
-jak w szkole?-przerwał ciszę.
-jakoś leci. dostałam trójkę z produkcji i trójkę z techniki, jako jedyna pisałam kartkówkę-pochwaliłam się.
-jestem z ciebie dumny.
-dziękuję.
-Wiesz co jest najgorsze? Że chciałbym cię teraz pocałować i przytulic.-wyznał.
-ja bym chciała co innego z tobą robić.-mruknęłam przygryzając wargę.
Uśmiechnął się łobuzersko.
Przegadaliśmy do bardzo późna. W końcu byłam już tak zmęczona, że Jonghyun kazał mi się wyłączyc i pójść spać.
-Kocham cię wiesz?-wyznał.
-Nie bardziej niż ja ciebie.
-a Taemin? dobrze się sprawia?
-tak, ale i tak mi ciebie nie zastąpi.
-niech nawet nie próbuje-zagrzmiał.
-zazdrośnik-zaśmiałam się.-wiesz co? kiedy wrócisz od razu chyba pójdziemy do łóżka.
-miła propozycja, zgodzę się.-wybuchnął.-zawsze chciałem przypiąć cię kajdankami do łóżka wiesz?
-Oppa!
-no co?
-Idę spać. Szokujesz mnie.
-Dobranoc kochanie. Kocham cię. jeszcze tylko 23 dni.
-zaraz będą 22.
-chcesz coś z Korei?
-ciebie.
Uśmiechnął się.
Pożegnaliśmy się i poszłam spać
Na następny dzień spotkałam się z Taeminem. Był jedynym chłopakiem z którym mogłam się widywać. Tae bardzo się starał, żeby zapewnić mi rozrywkę.
-lunapark?zoo? kino?spacer?-co chwila miał nowe pomysły.
-Taemin...Łódzki lunapark jest serio słaby, do zoo się już nie chodzi a kinie nic ciekawego nie grają.
-Mam pomysł. Choć na jakąś sale ćwiczeń, nauczę cię tańczyć.
-nie wiem czy to jest dobry pomysł...-miałam wątpliwości
-daj spokój, gorsza od Jonghyuna gdy pierwszy raz próbował zatańczyć Lucifera nie będziesz.
Szybko znaleźliśmy studio tańca. Taemin wynajął je na godzinę.
-to co najpierw? salsa, tango paso double?
-umiesz wszystko?-zdziwiłam się.
-inaczej nie nazywałbym się Lee Taemin.-wyszczerzył się.
Po dwóch godzinach nauki tańca umiałam bezbłędnie zatańczyć tango i salsę. Było wspaniale. Gdy skończyliśmy wyszliśmy na ciepłe kakao i po coś słodkiego. Po wypiciu i zjedzeniu byłam pełna sił by wrócić do domu i marznąc w polskim MPK. Wyszliśmy z kawiarni i udaliśmy się na przystanek. Przechodziliśmy obok placu Dąbrowskiego. Spojrzałam się na fontannę w której pływałam, a raczej Jonghyun pływał ze mną. Uśmiechnęłam się. Wróciłam do szczęśliwych chwil kiedy Dinozaur był przy mnie. Bez powodu przyspieszyłam. Taemin mnie wołał. Odwróciłam się na środku ruchliwej ulicy. Taemin krzyknął
-UWAŻAJ!
Ale było za późno. Potrąciło mnie auto wyprzedzające autobus.